czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 13

Historia nas ustatkowuje


 ALBUM ZOSTAŁ UZUPEŁNIONY ZDJĘCIAMI DOMU. http://alicehoran-album.blogspot.com/
15 grudnia
Dom został kupiony i jak na razie pozostał w tajemnicy przed Alice. O moich oświadczynach chyba już wiedział cały świat i prawie co wychodziliśmy to mieliśmy zdjęcia. No trudno. Liczyłem że Ala to rozumie. Odbyła się też rozprawa sądowa skazująca Marca na 10 lat więzienia za dwie próby gwałtu. Nadal Ali mieszkała u swojej mamy a ja codziennie do niej jechałem żeby mogła mnie zobaczyć jak się obudzi. Dziewczyna myślała że mamy remont. W pewnym sensie tak właśnie było. No w końcu remontowałem nasz nowy dom, ale ten szczegół pominąłem w informacjach dostępnych dla Ali. Właśnie wchodziłem do domu jej mamy, na progu przywitała mnie właścicielka .
- Dzień dobry pani.
- Witaj Louis.
-Ala już gotowa?- zapytałem.
- Zjadła już śniadanie, chyba się właśnie ubiera.
-No to dobrze. Chciałem panią o coś spytać. Rozmawialiśmy z Alice i chcielibyśmy panią zabrać do Doncaster na pierwszy dzień świat.
- Bardzo chętnie, jeśli tylko twoja mama nie ma nic przeciwko. Z przyjemnością ja poznam.
-Nie ma bo pytałem i jej również będzie miło panią poznać.
- W takim razie cieszę się. O Alice.
- Hej wam.
-Cześć kochanie - przywitałem ją obejmując ręką w talii.
- Co tam?
-Wszystkiego najlepszego maleństwo.
- Dziękuje, pamiętałeś, jesteś kochany. - pocałowała mnie w policzek.
-Jakbym mógł nie pamiętać?
- Tak , czy tak jesteś super. - powiedziała.
Wziąłem dziewczynę na ręce i wsadziłem do auta.
- Gdzie jedziemy?
-Teraz? Do domu.
- No dobra. - powiedziała trochę zdezorientowana.
-co taka mina? Przecież bym cię nie okłamał
- Wiem, wiem...jedź - uśmiechnęła się do mnie.
Pocałowałem jej dłoń i ruszyłem trochę w innym kierunku niż willa chłopaków. Specjalnie nie chciałem abyśmy mieszkali za blisko nich.
- Kochanie, ale jedziesz w dokładnie przeciwnym kierunku. Louis, źle jedziesz. - zaczęła tłumaczyć jak dziecku.
-Aniołku zaufaj mi. Choć raz...
- Przecież ja ci ufam. - oburzyła się.
-Dobrze a więc nie bój się
Nic już nie mówiła tylko uważnie przypatrywała się widokom i miejsca jakie mijaliśmy jadąc. Nie długo później byliśmy na miejscu. Wysiadłem z auta i otworzyłem drzwi ukochanej .
- No i? Oświecisz mnie? - spytała kompletnie zdezorientowana i dobrze taki był plan.
-no tak. A więc wypadałoby abym ci dał prezent
- I musiałeś mnie po to przywieść aż tu?
-Tak kotku. Mogę ci już go wręczyć ?- zapytałem dyskretnie wyciągając klucze z kieszeni i zamykając je w dłoni.
-Jeśli chodzi o mnie to rób co chcesz bo ja się kompletnie pogubiłam. - rozglądała się cały czas.
-Proszę - wręczyłem jej zestaw kluczy
- No dzięki.....fajne klucze. - chciało mi się z niej śmiać.
-No twoje do twojego domu misiu .
- Czekaj! Co?! Przecież ja swoje mam tutaj - pokazałam mi klucze do willi chłopców.
-Ale to jest TWÓJ DOM- wskazałem rezydencję przed nami.
- Nie rozumiem?........Kupiłeś dom?! - spytała niedowierzająco.
-Tak kupiłem ci dom słoneczko moje kochane- założyłem jej zabłąkany kosmyk włosów za ucho .
- Jak już to chyba nam - na te słowa uśmiechnąłem się - Dziękuję! Jesteś najlepszy! Dziękuję!
-Mówiłaś to jak ci dzisiaj składałem życzenia- odparłem szczęśliwy że się uśmiecha
- No to mówię jeszcze raz. Możemy tam wejść? - spytała nieśmiało
-Przecież to twój dom najdroższa.
- Nasz.
-Na pewno?
- Głupi jesteś. Dużo więcej niż na pewno.
-Kochasz mnie?
- Nie........ Ty na prawdę jesteś głupi. Jak możesz o ty pytać? Tego że cię kocham jestem bardziej pewna niż tego że jutro wstanie znowu słońce.
-Też cię kocham- tak pragnąłem ją pocałować ale ja nie mogłem nalegać. Musiałem czekać.
- Co jest? – spytała
-Co ma być ?- tak troszkę nie wiedziałem o co jej chodzi bo myślałem o jej ustach.
- Dziwnie się zacząłeś zachowywać. Misiek no co jest?
-Nie nic się nie stało- przekonywałem ją kładąc dłonie na jej biodrach bardzo delikatnie.
- Chcesz tu ze mną zamieszkać? - spytała patrząc mi się w oczy.
-Oczywiście że chcę. Tylko może jeszcze nie teraz? Znaczy jest sporo pokoi więc może coś się dla mnie znajdzie...- gadałem jak najęty
- Nie rozumiem nic, a nic z tego co mówisz. Kocham cię
-Mówię o tym że mogę na razie mieszkać u chłopaków albo spać w innej sypialni czy coś..
Widziałem że nie wie co powiedzieć. Że czuje się niekomfortowo.
- Nie chce żebyś mieszkał u chłopców - powiedziała patrząc na swoje buty.
Podniosłem palcami jej podbródek.
- no to zostaje mi inny pokój- uśmiechnąłem się pocieszająco.
Pokiwała przecząco głową.
-Teraz to ja nie rozumiem.
-Nie chcę być nienormalna.
-Nie jesteś nienormalna skarbie najukochańszy.
- Wiesz o co mi chodzi..... - intensywnie oglądała wszystko byle by na mnie nie patrzeć.
Kucnąłem przy jej nogach aby wyłapać jej spojrzenie które miała teraz wbite w trampki.
-Wiem ale ja mogę poczekać.
- Ale......- nie chciałem żeby płakała. - Nie musisz iść do innej sypialni, nie chce żebyś szedł. - mówiła cichutko.
-na pewno ?- wolałem się upewnić
Ledwo widocznie pokiwała głową.
-Idziemy do środka malutka?- zapytałem splatając nasze dłonie.
- Tak. - od razu poprawił jej się humor.
-No to chodź - otworzyłem drzwi i wpuściłem blondynkę do domu.
Weszła i od razu stanęła w miejscu.
- Jest piękny. - powiedziała tylko tyle, ale mi to wystarczyło.
Ogarnąłem jej włosy z karku i ucałowałem go.
- Ja się tu zgubię, przecież on jest ogromny. - powiedziała dalej wszystko oglądając, ale stała w miejscu.
-Nie zgubisz się. To tylko 6 pokoi,salon, kuchnia jakieś garderoby, łazienki, basen, biuro kuchnia, pokój muzyczny.
- Masz rację, tylko...- powiedziała ironicznie.
-Wszystko dla ciebie- obejmowałem ją od tyłu.
- Dziękuję. - oparła się o mnie. - kocham cię.
-kocham cię- powtórzyłem- rozejrzyj się aniołku
- To mnie oprowadzaj. - uśmiechnęła się szeroko.
-No to chodź- pociągnąłem ją za rączkę. Weszliśmy na piętro i pierwszym naszym pokojem była nasza sypialnia.
- To jest.....? - chciała żebym dokończył.
-Nasza sypialnia kochanie.
- Ładna. - powiedziała tylko.
-i tylko tyle?- zasmuciłem się.
- Jest na prawdę śliczna, duża. Jest idealna po prostu.
-Kocham cię. Kocham cię kochanie moje - powtarzałem przybliżając się do niej.
-Wiem. Też cię kocham - uśmiechnęła się delikatnie.
-tutaj jest jeszcze garderoba i łazienka- powiedziałem odsuwając się od niej.
- Nie ucieknę Louis... - powiedziała nagle.
Wyciągnąłem rękę aby móc dotknąć jej bladego policzka. Uśmiechnęła się i położyła dłoń na moją, zamykając oczy. Widać było po niej determinację. Przesunęła moją i swoją niżej do ust. Rysowałem opuszkami palców linię jej wargi. Dziewczyna nie otwierała oczu. Tak bardzo ją kochałem. Chciałem żeby była szczęśliwa. Strasznie mi na niej zależało. Pocałowałem ją. Bardzo delikatnie i mało odważnie.
- Kocham cię - powiedziała w moje usta
Nie przerywałem. Nie mogłem. Oddawała pocałunki co wcale nie ułatwiało mi zadania.
-nie proszę za bardzo cię pragnę aby pozwolić sobie na coś więcej- jęknąłem odkrywając się od blondynki.
- Przykro mi...-dziewczyna była na prawdę przygnębiona.
-Nie przejmuj się ważne żebyś się dobrze czuła.
- Louis oboje wiemy że tak nie może być.
-Przecież jest dobrze.
- Nie jest.....kiedyś było dobrze, nie teraz.
-Co mogę zrobić ?
- Ja sama nie wiem. Bądź, proszę zwłaszcza bądź.
-do końca mojego marnego życia - przyrzekłem.
- Kiedy możemy się tu przeprowadzić? - spytała nagle.
-Ty już tu mieszkasz- odpowiedziałem.
- Jak to?
-Tu są twoje rzeczy smyku. Wszystko to co tu jest, jest twoje- dodałem
-Czyli ja tu mieszkam? Nie chce sama.
-To będę mieszkał z tobą- uśmiechnąłem się podnosząc ją i niosąc do następnego pokoju, którym była sypialnia już nieco przygotowana na pokój dziecięcy. Nie było mebli, ale był tak zaprojektowany, aby maluchowi było tu dobrze,
- To.....t...to jest cudowne. - zaczęła ścierać łzy z twarzy.
-Czemu płaczesz kotku?
- Ze szczęścia. Tak strasznie ci dziękuję, to jest jak z jakiejś bajki.
-To jest po prostu nasz dom- pocałowałem jej dłoń.
- idealny - powiedziała cicho.
-Chciałem, aby było ci tu dobrze i abyś była bezpieczna
- No to musisz tu ze mną zostać - śmiała się.
-Zostanę kochanie. Chodź- pociągnąłem ją znów. Odwiedliśmy jeszcze inny sypialnie, i bibliotekę, bo wiem, że ukochana uwielbia czytać książki.
- Nawet biblioteka. - mówiła do siebie.
-No wiesz... musisz mieć swój ... hmm swój osobny kąt. Taki w którym mnie nie będzie, tylko ty sama.
- A twój kąt?
-Ja go nie potrzebuję. Ważne, że wiem że będzie ci dobrze- odgarnęłam jej blond grzywkę
- Podzielę się moim- pocałowała mnie w policzek.
- O wiem maleństwo, ja mam pokój muzyczny- odparłem znowu niosąc ją do innych pomieszczeń,
- Hahaha, czyli nie ,chcesz mieć ze mną ,,kąta"?
-On ma być twój. Z tobą to ja mam sypialnie i masę innych pokoi- pocałowałem ją w czółko.
- No niech będzie.
-skarbie wiesz tego jest jeszcze masa. Z 4 łazienki, salon, jadalnia, kuchnia, ogród, taras basen...no dużo- jęknąłem bo ciągnęłam mnie dalej.
- A są tu twoje rzeczy?
-Nie wiedziałem czy będziesz chciała ze mną mieszkać.
- Głupi jesteś. - dała mi delikatnie w łeb.
-No ale skąd ja mogłem wiedzieć co kwiatuszku? Przecież ja nawet nie wiedziałem czy zgodzisz się wyjść za mnie.
- No tak. Ale mam nadzieję że teraz już wiesz wszystko i jesteś pewien wszystkiego kochanie.
-Paru rzeczy jeszcze nie jestem pewny, ale to zostawmy na później. Ja mam taką propozycję, ja idę się położyć, a ty idziesz zwiedzać hmm?
- Dobra, jak się zgubie to będę do ciebie dzwonić.
-No bez przesady misiu kolorowy.
- Etam. Jesteś zmęczony? To już idź się połóż. Ja się trochę rozejrzę i pójdę się umyć w naszej łazience. - powiedziała z naciskiem na słowo ,,naszej" .
-Jest dopiero- spojrzałem na zegarek- 12. Idę na kanapę -skierowałem się do salonu.
- Ale ja chce się umyć w tej łazience. - powiedziała prosząc.
-Proszę cię bardzo aniołku. - wziąłem ją na ręce i zaniosłem do pięknej, NASZEJ łazienki.
- Czyli wszyscy wiedzieli co kombinujesz, tylko ja nie.
-Twoja mama mi pomogła, wiesz była wdzięczna za tą....yyyy szafkę no wiesz co jej ten no ...e zawiasy naprawiałem
- aha. Mówiłam ci że się polubicie.
-No tak..- zacząłem nalewać jej wody do wanny- Pokażesz mi jak zagoiła ci się ta blizna?- zapytałem nie pewnie
- Jasne. - powiedziała dosyć pewnie i zaczęła ściągać bluzkę. Stała przed mną w spodniach i samym staniku i rysowała palcem po brzegach blizny
-Zawsze mi będzie przypominać o tym, że uratowałaś mi życie- wargami musnąłem to miejsce.
- Nigdy, nawet przez sekundę tego nie żałowałam i nigdy nie będę. - uśmiechnęła się do mnie tak pięknie.
-Dziękuję ci- pocałowałem jeszcze raz to miejsce i spojrzałem w jej śliczne, niebieskie oczy.
- Nie masz za co. Przestań, proszę. Kocham cię. - pocałowała mnie, czym strasznie zaskoczyła.
Głaskałem jej kark i oddawałem pocałunki. Była taka delikatna i krucha, a miała w sobie tyle odwagi. Całowała mnie długo ,ale delikatnie. Byłem ostrożny, nie chciałem jej przestraszyć. Gdy się ode mnie odsunęła oparłem czoło o jej czoło łapiąc oddech.
- Kocham cię. -ostatnio często mi to mówiła.
-Nie musisz mi tego mówić. Ja to wiem skarbie najpiękniejszy.
- To do czego nie masz jeszcze pewności? Mówiłeś że potem mi powiesz, więc chce wiedzieć.
-Nie jestem pewny czy mogę cię całować i dotykać. Tego nie jestem pewien..-musiałemm być wobec niej szczery.
- Hmm..... Chyba musisz próbować, jeśli coś będzie nie tak po prostu ci powiem. Ja sama nie jestem pewna swoich reakcji. -mówiła bardzo cicho.
-Dobrze, będę próbował. Malutka wchodź, bo ci woda wystygnie- podszedłem do drzwi powoli puszczając jej dłoń.
- Ok już to robię - chciała zdjąć bluzkę ale sobie chyba właśnie przypomniała że już od dłuższego czasu jej na sobie nie ma.
Roześmiałem się i kręcąc głową. Wyszedłem z łazienki poszedłem do salonu i wyłożyłem się na kanapie. Godzina 12 a ja padałem na twarz, ale to przez to, że wczoraj cały dzień dyrygowałem nad zakończeniami remontu tutaj i jeszcze przenosiłem rzeczy Alice. Ale było warto. Cieszę się że wszystko jej się podoba. Kocham jak się uśmiecha, bo wtedy i ja się uśmiechem. Gdy ona jest smutna i mi jest przykro. Chcę, aby jej było dobrze, aby się nie bała i czuła się bezpieczna
Moje przemyślenia przerwała Alice.
- Miałeś spać, ja zdążyłam wziąć długą kąpiel, a ty nie masz zamiaru się przespać? Tak w ogóle to łazienka działa bez zarzutu proszę pana.
Otworzyłem jedno oko.
-Wiem, że działa bo kazałem im sprawdzić. No już idę- przeszedłem do pozycji siedzącej, aby potem się podnieść.
- Gdzie? Do sypialni?
-Mogę iść i tam- wzruszyłem ramionami
- Dziwny dzisiaj jesteś - powiedziała trochę się śmiejąc.
-Nie jestem dziwny kotku. Dobra idę do gościnnego- odparłem kierując się na dolny korytarz.
- Masz jeszcze na dzisiaj jakieś plany? - spytała gdy byłem za ścianą.
-No mam zamiar spędzić z tobą twój dzień...ale tak za pół godzinki- odparłem ziewając.
- Ok. Może wytrzymam. - śmiała się i zeszła do kuchni żeby zrobić sobie kawę z tego co mówiła.
Wszedłem do pierwszego lepszego pokoju i opadłem na miękki materac zasypiając. Jeszcze chwilę zastanawiałem się gdzie ją zabrać. Chciałem to spędzić inaczej, ale nie mogłem ze względu na Alice i jej obawy. Po chwili już odpłynąłem.
Alice
Stałam w tej ogromnej kuchni zastanawiając się czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie. Przecież on mnie dosłownie na rękach nosił. Robił dla mnie wszystko. A ja co? Nic mu nie dawałam. Jestem okropną egoistką. Zrobiłam sobie kawę usiadłam w ogromnym fotelu. Czułam się wspaniale, no oprócz tych wyrzutów sumienia. Wszystko było takie piękne, ale mi się wydawało, że ja tu nie pasuję, że jakaś cząstka mnie go rani. Przecież on na to nie zasługiwał, ale nie mogłam go zostawić. Zbyt wiele dla mnie znaczył, on i jego miłość.
- Tak Alice jesteś beznadziejna. - powiedziałam do siebie i wzięłam łyka kawy, nawet ona smakowała inaczej. Lepiej. To chyba moja psychika zmienić smak, moje uczucie szczęścia.
Nabrałam powietrza do ust i ze świstem wypuściłam. Odstawiłam filiżankę na ławę i wstałam. chciałam wyjść na teraz, ale zakołowało mi się w głowie. Zsunęłam się po ścianie i zaczęłam głęboko oddychać. Siedziała tak pewnie z 10min trzymają się za głowę i wyrównując oddech. W końcu ból zaczął trochę ustawać. Nie wiedziałam co się stało. Co mi było? Dlaczego nie mogłam oddychać. Po chwili wstałam i otworzyłam okno żeby mieć dostęp do świeżego powietrza.
Ciepłe dłonie na moich biodrach odwróciły moją uwagę.
Trochę się przestraszyłam ale już po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Już się wyspałeś? - spytałam.
-Nom, a poza tym usłyszałem jakieś dziwne hałasy tu w salonie. Czy coś się stało księżniczko?- zapytał.
No i teraz powiedzieć mu prawdę, ale będzie się martwił. Ale znowu jak mi się coś takiego stanie, a on nie będzie wiedział? Nie wiem...
- Trochę mi się w głowie zakręciło, ale już jest ok-dodałam szybko.
-Na pewno kwiatuszku? Coś blada jesteś, może się połóż co?
- Nie chce spać, ani nawet się kłaść. Już jest wszystko w porządku. - pogłaskałam go po twarzy.
Przytrzymał moją dłoń i jak zwykle pocałował.
-Chcesz iść ze swoim narzeczonym na spacer?- zapytał otwierając oczy, które miał lekko przymknięte wcześniej.
- Oczywiście.
-To proszę ubierz się skarbie cieplej
- Ok zaraz wracam. - pobiegłam po sweterek i wróciłam do Louisa. - Możemy iść.
Wyszliśmy na zewnątrz kierując się do parku. Louis delikatnie trzymał mnie za rękę i dorównywał mi kroku, bo szłam naprawdę wolno. W końcu porwał mnie w ramiona i postawił na ławce stając przede mną.
-Jaką lubisz piosenkę?- zapytał
- Hmm.... Lubię wiele piosenek.
- Będziesz mi śpiewał? - nie mogłam się nadziwić jego pomysłom.-a co mam ci zaśpiewać?
-Tak będę ci śpiewał aniołku.
I sit and wait -
Does an angel contemplate my fate?
And do they know
The places where we go?
When we're grey and old
'cuz I have been told
That salvation lets their wings unfold 
..
Kochałam tą piosenkę. Kochałam jego jak nic innego na świecie. Był najważniejszy.
On śpiewał dalej patrząc mi w oczy.
-Teraz powinien ci się oświadczyć, ale zrobiłem już to wcześniej.
- Coś tam kojarzę.....
-Naprawdę? No nie mów że nie pamiętasz jak taki jeden kretyn ci się oświadczał na środku ulicy
-Pamiętam, pamiętam i wiesz co?
-Co?
-Kocham tego kretyna najbardziej na świecie
-Tak jak ja kocham piękną królewnę- objął mnie, a ja nadal patrzyłam na niego z góry, bo wstałam wyżej.
- Kiedy cię zaciągnę do ołtarza? Zaraz po twoim powrocie z trasy? - spytałam ciekawa jego odpowiedzi.
-Haha,  co ci tak prędko? Nie wiem, jak wszystko ustalimy i zorganizujemy. A co? Już chcesz zostać panią Tomlinson- uśmiechnął się.
- Alice Tomlinson. Ładnie brzmi - rozmarzyłam się
-Pięknie brzmi kotku. Jesteś śliczna wiesz?- pocałował mnie, a potem spojrzał mi w oczy.
- Dziękuję. - cmoknęłam jego usta.
-Naprawdę. Urocza, piękna, mądra, czuła, kochana, seksowna, błyskotliwa...
- Przestań! Ludzie się gapią kochanie.
-Niech się gapią, a ja cię dalej będę opisywać maleństwo- wzruszył obojętnie ramionami.
- Kocham cię, kocham, kocham, kocham - przytuliłam się do niego mocno.
Podniósł mnie i zakręcił, a ja się zaśmiałam. Zawisłam mu na szyi, aby nie spaść.
- To moje najlepsze urodziny, dzięki tobie. - wskazałam na niego palcem
- Dlaczego? Przecież się ze mną nudzisz. Nigdzie nie wyszłaś, a ni nic..
- Ej w twoim pytaniu jest odpowiedź na nie..........,,z tobą". I nie nudzę się wcale. - powiedziałam co drugie słowo całując jego usta.
-Jesteś wspaniała słoneczko.
- Kocham cię. – odpowiedziałam
-To już wiem.
Poszliśmy jeszcze dalej się przejść, potem na obiad po czym zjedliśmy deser w postaci tortu, który kupił mi Lou, a później wróciliśmy do rezydencji.
- Mówiłam ci już jak bardzo mi się tu podoba? - spytałam gdy siedzieliśmy razem oglądając film.
-Mówiłaś- coś tam wymruczał w zagłębienie mojej szyi. Miałam wrażenie, że ten film go zupełnie nie interesuje.
- Ciekawy film nie? - śmiałam się z niego.
-Jak cholera.
- A wiesz jaki jest super jak się patrzy na telewizor? Normalnie nie uwierzyłbyś.
-Naprawdę? Ale telewizor mnie mało interesuję malutka- odparł bawiąc się kosmykiem moich włosów
- Kochanie plączesz się we własnych zeznaniach.
-Tak? Widzisz, ty tak na mnie działasz. nic nie poradzę jak takie cudo przy mnie siedzi. Ale to nie oznacza, że masz się gdzieś przesiadać albo iść- dodał od razu.
- To dobrze, bo mi tu całkiem wygodnie jest. No i ten wciągający film.... - tak strasznie chciało mi się z niego śmiać.
-Idziemy spać?- zapytał całując mój kark.
Uznałam, że jest od niego uzależniony.
- No ale film się jeszcze nie skończył, a jak sam powiedziałem jest bardzo ciekawy.
Nie dyskutował ze mną, tylko wyłączył telewizor pilotem i podniósł mnie, a ja oplotłam jego biodra nogami. Zaniósł mnie do naszej sypialni.
- No ale film...! - krzyczałam.
-Jutro obejrzymy, ty obejrzysz- poprawił się kładąc mnie ostrożnie na miękkim materacu.
- Louis, ale.... - nie dał mi dokończyć.
-Co ale kochanie? Zaniosłem cię tylko, już sobie idę.
- Nie idź! - powiedziałam szybko.
Odwrócił się do mnie zdezorientowany.
-Ale ja nie mam rzeczy, nie będę z tobą spał w ubraniach.
- To nie śpij w ubraniach, tylko bokserkach. No proszę.
-Zadziwiasz mnie- pokręcił niedowierzająco głową i się uśmiechnął.
- Dlaczego? - nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Po prostu mnie zadziwiasz... potem wszystkim nie wstydzisz się mnie- wytłumaczył mi.
- Ciebie nie. - powiedziałam tylko.
-Cieszę się kotku- stanął nade mnę i złożył pocałunek na moich włosach.
Uśmiechnęłam się do niego czule.
- Idę się przebrać. - wzięłam swoje piżamy i ruszyłam  w stronę łazienki.
Gdy wróciłam Louis poszedł do tego samego pomieszczenia co przed chwilą ja.
Położyłam się do łóżka i zaczęłam myśleć. Ten człowiek naprawdę mnie kochał i cały czas starał się nie zrobić mi krzywdy lub czymś nie urazić czy nie zrobić przykrości. Był kochany i czuły. Był idealny. Ten dom miał być początkiem naszego wspólnego dorosłego życia, wspólnej drogi. Wiem, że jestem młodą osobą, wiem, że znam go za ledwie...3 miesiące! Właśnie ja go znam 3 miesiące.O matko! Czuje się jakbym znała go całe życie. Tylko 3 miesiące, 3mies.....Do pokoju wszedł Louis
 -Kochanie, ja cię znam 3 miesiące- odezwałam się.
-Wiem, jestem tego świadom- wycierał włosy ręcznikiem.
- Do mnie dotarło to przed chwilą. - powiedziałam.
-I co? Zrywasz zaręczyny?
- Głupi jesteś? Chodzi mi o to, że czuje się tak jakbym znała cię całe życie, a nie 3 miesiące.
-Chyba jednak jestem, w sumie to też się tak czuję- położył się obok.
- No właśnie.
-Mam do ciebie pytanie. Wierzę w twoją miłość nie martw się i proszę nie uraź się też. Ale nawet jeśli odszedł bym kiedyś z zespołu to będziesz ze mną prawda?
- Twoje odejście przecież nie miało by nic wspólnego z nami. To tak jakbyś stracił pracę. W życiu bym cię nie zostawiło tylko wspierała, bo na pewno nie było by ci łatwo.
-Dziękuję, jesteś więcej warta niż myślisz- objął mnie ramieniem ,ale po chwili cofnął ten ruch.
- Mówiłam ci, że sama powiem jeśli coś będzie nie tak. - wtuliłam się w niego.
-Wiem , wybacz- powtórzył gest całując moje włosy.
Kurde nie mógłby w usta? Tylko zawsze albo w kark albo w szyję albo we włosy. Zwariować idzie.
- Louis, ale ja mówię poważnie.
-Ale z czym?
- Nie bój się że zrobisz mi krzywdę. Wiem że tak nie będzie.
-Ale ty jesteś taka delikatna...
- A ty uparty
- nie jestem uparty. Boję się rozumiesz? Mam w swoich ramionach kruche ciałko, któremu mogę zrobić coś co go zaboli.
- Wtedy ci powiem żebyś przestał.
-Mogę cię pocałować?
Pokiwałam głową na tak i przybliżyłam się do niego. Teraz wpił się w moje usta bardziej namiętnie, pokazując, że mnie pragnie, ale się stopuje. Tak jak od dawna tego nie robił. Brakowało mi tego. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo Ja również oddawałam pocałunki, odrywając się tylko aby nabrać powietrza.
Chciałam żeby był blisko i wcale się tego nie bałam. Objął dłońmi moje biodra układając mnie w wygodniejszej pozycji dla nas obojga.
- Wiesz że cię kocham? – spytałam
-Yhym- wymruczał mi do ucha.
-No ale jesteś tego pewien? - podniosłam jego twarz żeby spojrzał mi w oczy.
-Tak jestem pewien że mnie kochasz.
- No to dobrze. - powiedziałam i obróciłam się w drugą stronę. - Dobranoc.
-Dobranoc kochanie- jeszcze raz pocałował mnie we włosy i pozwolił zasnąć.
- Papa - powiedziałam ziewając i zasnęłam.

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 12

Historia pokazuje nam jak kochać

 ALBUM ZOSTAŁ UZUPEŁNIONY  http://alicehoran-album.blogspot.com/
A jednak nie.Usłyszałam głośny krzyk na ulicy.
-KOCHAM ALICE HORAN NAD ŻYCIE! ROZUMIESZ TO?! KOCHAM CIĘ I BĘDĘ SIĘ TAK DARŁ AŻ DO MNIE NIE WYJDZIESZ!
Nie mogłam pozwolić żeby tak krzyczał. Zbiegłam na dół, otworzyłam drzwi i wyszłam na dwór.
- Przestań się drzeć! - krzyknęłam do niego. Jednak kiedy zobaczyłam jego zdziwioną minę, uśmiech sam wyszedł mi na twarz.
-KOCHAM I NIE PRZESTANĘ!
- Wejdź do domu, bo sąsiedzi się zaczną gapić. - poprosiłam go.
-Niech się gapią. Pierścionka tylko nie mam, ale mogę ci dać kwiatka a pierścionek dorzucę kiedy indziej.
- Przestań głupku. - zaczęłam się śmiać. - No właź. - pokazałam na drzwi.
Klęknął przede mną ze stokrotką.
-Wyjdź za mnie- poprosił.
- Przestań się wygłupiać. - patrzyłam na niego cały czas
-Ale ja nie żartuję. Wyjdź za mnie- powtórzył.
- O matko.... - nie mogłam w to uwierzyć. - Mówię ci żebyś mnie zostawił i żył normalnie, a ty mi się oświadczasz? - łzy napływały mi do oczu.
-Tak, bo ja nie umiem żyć bez powietrza. Ty byś umiała?
Teraz już płakałam.
- Kocham cię! - krzyknęłam i wbiegłam na niego. przewracając go i upadając na nim
-Boże jedyny.- roześmiał się- Ale zgadzasz się?
- Tak, tak, tak....- mówiłam cały czas.
-I nie uciekniesz mi skarbie?
- Sam będziesz miał mnie dość. - przytuliłam się do niego mocniej. - Ale ja nigdy, nigdy cię nie zostawię.
-Kocham cię aniołku- pocałował mnie we włosy- Ja nie chcę ci mówić, ale leżymy na środku asfaltu.
- Mi tam jest wygodnie.- znowu się w niego wtuliłam
-Wiem, ale samochód jedzie- skrzywił się lekko.
- Ojoj... - szybko wstałam i pociągnęłam chłopaka za rękę na pobocze. - Chodź do tego domu.
-Już, już- wziął mnie na ręce i wniósł do środka.
- Na nogach też bym doszła. Kocham cię, bardzo.
-Mówiłaś, ale księżniczki się nosi, więc i ja cię noszę.
- Głupi jesteś, ale i tak cię kocham.- wyswobodziłam się z jego objęć i usiadłam w fotelu.
-Boże jedyny, całe osiedle was słyszało- do pokoju weszła moja lekko przerażona mama.
- Przepraszam...- powiedziałam śmiejąc się.
-Rozumiem. Louis mam jutro kupować gazetę ?
- Nie widziałem żadnych dziennikarzy proszę pani. - powiedział trochę przestraszony. Chciało mi się z niego śmiać.
-Przed nimi chyba nigdy nie da się ukryć. Ja wam mówię, że będziecie jeszcze w gazetach.
-Możliwe- brunet się uśmiechnął- Pani Isabello pani mi mówiła, że się pani coś w kuchni z drzwiczkami zepsuło. No wie pani, miałem pani pomóc...czy coś
- No to jak obiecałeś to śmigaj kocie. - powiedziałam grożąc mu palcem, jednak na ustach wciąż gościł mi uśmiech.
Louis
-Prze pani, niech mi pani pomoże- szepnąłem, gdy byłem sam z kobietą w pomieszczeniu obok.
- Ale z czym? Przecież ty mi nic nie miałeś naprawiać. - mówiła zdziwiona.
-Pani Isabello nie chodzi o żadną naprawę- odwróciłem się sprawdzając czy Alice nie przyszła- Chodzi o dom.
- Jaki dom? Louis do jasnej Anielki o co ci chodzi?
-Prze pani kupuję dla Ali dom, jako prezent i musi pani ją tu kilka dni przed jej urodzinami przetrzymać, bo musimy wynieść ze starego parę rzeczy. Powiem jej, że mamy remont czy coś, ale to jeszcze nie teraz. Za kilka dni.
- Dom? Kupujesz mojej córce dom?- podeszła do mnie - Troszcz się o nią, proszę cię. A co do twojej prośby to po prostu przetrzymam ją tu dłużej i już. To, że do mnie przyjechała tylko ułatwia sprawę.
-Dobrze, ale mogę ją odwiedzać?
-O każdej porze dnia i n.... dnia.
-Haha, już dostałem kazanie prze pani i już wiem- zaśmiałem się.
- Z tą różnicą , że ja się nie łudzę, że przestrzegasz zasad misiu kolorowy. Idę do Alice, a ty mi napraw..... coś tam.
-Skąd pani wie?- zaskoczyła mnie
- No już, naprawiaj. - wyszła z kuchni.
-Ciekawe co- mruknąłem opierając się o blat.
Miałem już wyjeżdżać bo powoli robiło się ciemno, a Alice upierała się że nie będę po ciemku jechać.
- Błagam, proszę i nie wiem co jeszcze uważaj jak będziesz jechał. - usłyszałem gdy zakładałem buty.
-Zawsze uważam..- wzruszyłem ramionami.
- Tak jak ostatnio?
-Ostatnio... ostatnio to ktoś mnie mocno zdenerwował, a dzisiaj jest mój najszczęśliwszy dzień w życiu- mówiłem ubierając kurtkę.
- A co twoja drużyna wygrała mecz?
-Nie moja ukochana zgodziła się zostać moją żoną. Kojarzysz? Taka uśmiechnięta blondynka.
- Że co przepraszam?! - za plecami Alice ujrzałem jej mamę.
-Podobno pani słyszała?
- Tego mogła nie usłyszeć, nie darłeś się już jak kretyn. - powiedziała Al.
-A no tak możliwe.
- Moja córeczka będzie wychodzić za mąż! - podbiegła i nas przytuliła.
-Jezu, ale pani ma siły- wzdrygnąłem się.
- Przestań mamo, daj mu jechać bo zaraz będzie ciemno. A jak się nie jest dobrym kierowcą to się nie powinno jeździć nocą. - uśmiechnęła się do mnie złośliwie.
-Nie wytrzymam z nią- jęknąłem. Chciałem ją pocałować, ale nie wiedziałem czy się zgodzi.
- Musisz przyznać mi rację kochanie. - dalej mówiła złośliwym głosem.
-Oczywiście
- Serio? - była szczerze zdziwiona
-No- skłamałem, ale już nie chciałem jej denerwować.
- No to jedź. - mówiła już swoim głosem, który tak kochałem.
-A pocałujesz mnie?- spojrzałem na nią z nadzieją.
Nic nie powiedziała tylko do mnie podeszła i pocałowała. Czułem, że jest spięta, tak bardzo pragnąłem żeby było jak dawniej. Chciałem żeby się nie bała. Całowała mnie bardzo ostrożnie. Nie była jeszcze gotowa Na wszelki wypadek odsunąłem się od niej.
Popatrzyła na mnie zawstydzona. Wiedziałem, że chciała żebym wiedział, że się mnie nie boi, żebym nie miał jej za złe. Nigdy nie miałem. Było mi tylko szkoda tej niewinnej, kochanej dziewczyny, która sprawiała, że byłem szczęśliwy.
-Kocham cię.- szepnąłem- Dobranoc pani Isabello.
- Też cię kocham, bardzo. - powiedziała cicho.
- Papa Louis, dziękuje za pomoc! - krzyknęła z salonu.
- Proszę uważaj, wiem, że to nie daleko ale uważaj. - dodała jeszcze Alice.
-Pa kochanie- mrugnąłem do niej i wyszedłem wsiadając do auta. Odjeżdżając zobaczyłem jeszcze machającą do mnie Alice w oknie.  Uśmiechnąłem się, a później sobie przypomniałem- kurczę ja się oświadczyłem. Dojechałem do domu i z uśmiechniętą gębą wszedłem do holu.
-Patrzcie królewicz przyjechał- zaśmiał się Harry.
- Dać ci w łeb? - spytałem śmiejąc się jednak, dzisiaj nic nie zepsuje mi humoru.
-Ty? Mi?
- Nooo...
-hahahaha, dobre- wybuchł śmiechem.
- Masz racje , szkoda mi na ciebie siły.
-Jasne, a gdzie twój rumak i królewna?- doczepił się Zayn
- Rumak w garażu, a królewna w komnacie.
-Ty..- zwrócił się do Loczka- Jemu to już na łeb leci.
- Sam zacząłeś. - powiedziałem dosyć głośno.
-Dobra, ale jakiś dziwny jesteś. Co nie Liam?- podszedł do mnie i wziął moją twarz w dłonie- Gdzie jest mój louis? Gadaj co z nim zrobiłeś?
- Żenić się będę!
-Co przepraszam? Powtórz, bo jak tobie na łeb leci to mi na słuch- wykrztusił.
- Nie powiem drugi raz. - chciało mi się z nich śmiać.
-Jezu jedyny, on mi siostrę rozdziewiczył, a teraz się z nią hajtnie.!- krzyknął Niall.
- Znam ją dłużej od ciebie. - powiedziałem i rzuciłem się na kanapę.
-Ale,... no ale ja jestem jej bratem.
- Ale ja ci tego nie zabraniam, dzieci mi będziesz bawił....albo lepiej nie.
-Nie, nie nie mów że ona jest w ciąży. Ja nie chcę tego słyszeć- chodził niespokojnie po salonie, kiedy ja leżałem na kanapie patrząc na to wszystko.
- Nie jest w ciąży baranie........jjeszcze.
-Wy zamierzacie mieć dzieci?- zapytał Harry
- No wyobraź sobie..... - zrobiłem głupią minę.
- Masakra..
- Spie*dalaj. - powiedziałem tylko.
-No wiesz, ty i ojcostwo. Haha
- Będę kurwa ojcem numer jeden, a ty mi jeszcze sam będziesz pomnik stawiał.
-No jak ich takiego słownictwa będziesz uczył...to na bank- dodał Liam.
- Weźcie się wszyscy.... - machnąłem na nich ręką i zamknąłem oczy.
Cały czas słyszałem śmiechy.
-Nie no haha... ja bym na miejscu Alice 5 razy się zastanowił czy bym się zgodził zostać żoną takiego idioty haha.
Głęboko oddychałem żeby im nie przypieprzyć.
- Nie zaproszę was i ch*j wam w dupę. - zaśmiałem się.
-Dobra ej chyba trzeba mu pogratulować, bo partnerkę dobrą wybrał, ale za to mojej siostrę będziemy tylko i wyłącznie współczuć- odparł Niall zwracając się do chłopaków.
- Ja ci zaraz naprawdę krzywdę zrobię, szwagier. - usiadłem żeby zobaczyć jego minę
-Odgrażasz się od .. hmm tygodnia.
- Mam przejść do czynów? - uniosłem jedną brew.
-Nie, nie musisz, ale twoje obietnicę są mało warte- oj grabił sobie co raz bardziej.
- Idę się położyć. - powiedziałem i ruszyłem do swojego pokoju.
-Będziemy wujkami, zobaczycie. Inaczej by im się tak do ślubu nie śpieszyło. Oni się boją Niall twojego taty- usłyszałem jeszcze.
- ja to słyszę!
-Przecież śpisz!
- Na twoje nieszczęście jeszcze nie!
-Mówię wam, że jemu już w głowie pie*doli. Najlepszemu przyjacielu wygraża- oczywiście to Styles ze mną tak ambitnie rozmawiał,
- Nie gadam z wami! - obróciłem się na drugi bok w moim łóżku.
-Ale my z tobą nie rozmawiamy! No więc chłopaki trzeba przedyskutować jak będziemy się zajmować tym dzieckiem. Jakieś reguły, zmiany, żebyśmy wszyscy się wymieniali.
Chciało mi się z nich śmiać. Niech sobie idioci myślą że będą wujkami. Trochę się zdziwią, zwłaszcza, że nie zanosi się żeby Alice szybko miała okazje zajść w ciąże.
Już miałem zasypiać, kiedy znowu podnieśli głos by dyskutować
-A wiecie, że ten sierota sobie nie poradzi jako mąż? Alice ma przerąbane. On nawet krawata nie umie odpowiednio dobrać- prychnął Niall
-Tak, a twój tata go zabije.- dorzucił Harry.
- Ja pie*dole. - powiedziałem do siebie. Przez nich nie mogłem zasnąć.
-Ale, nie możemy również dopuścić do szybkiej śmierci przyjaciele- odezwał się Liam. A myślałem, że to ten na rozsądniejszy.
-Ej a nie zastanawia was jak on w ogóle się oświadczył. Przecież on nie kupował pierścionka, bo sam by nawet nie umiał wybrać.
- Może się go zapytamy? - chyba Zayn.
- Jak się wku*wię to do was zejdę!- krzyknąłem rzucają się na poduszkę
- To nam coś powiesz od razu! - znowu darł się kretyn w lokach.
-Żebyś się rano w prostych włosach nie obudził!- warknąłem.
Co ich to tak obchodzi? I kurde czemu mam być złym mężem, a ojcem to już nie wspomnę? Wierzę we mnie cholernie...
Alice
Kładłam się właśnie spać kiedy z dołu zawołała mnie mama. Zeszła do salonu i zobaczyłam kobietę siedzącą na kanapie.
- Co chciałaś? - spytałam.
-Powiedz mi dziecko... kochasz Louis'a?
- Bardzo, przecież wiesz. - nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Tak, no to dobrze. A będziecie się śpieszyć ze ślubem?
- Nie rozmawiałam o tym z Louisem, ale mi się nie spieszy, chce trochę pobyć narzeczoną.
-Pokaż mi pierścionek- poprosiła.
- Yyy...no..nie mam. - powiedziałam cicho.
-Co? Jak to?- zdziwiła się.
- No nie dał mi.
-No to jak? Oświadczył ci się bez pierścionka? No tak się nie robi...
- Mamuś przestań..... -kocha mnie, a chyba to się liczy nie? - usiadłam koło kobiety i przytuliłam się jak małe dziecko.
-No tak, tak ale to i tak dziwne. W sumie jest bogaty
- Mamo!
- No co? To dziwne, bo raczej jak się ktoś komuś oświadcza to daje pierścionek.
- No wiem, ale przecież go nie poproszę. - szczerze było mi trochę przykro z tego powodu, ale to nie jest najważniejsze.
Chociaż powiedział, że mi da kiedy indziej, bo w końcu to wszystko było takie spontaniczne. No ale w końcu nie kocham go za pierścionek czy jego pieniądze.
-Kocham cię mamuś. - powiedziałam dalej wtulona w rodzicielkę
-Też cię kocham, ale idź już dziecko spać. Jutro coś porobimy i po jutrze i tak dalej.
- Kiedyś pasowałoby wrócić, ale nie chce tego jeszcze robić.
-Nie no zostaniesz tu do świąt
- Zobaczę jeszcze, dobra idę spać. Papa.
-Czekaj! A jak ze świętami? No wiesz jestem ja, tata i jest jeszcze rodzina Lou
- Nie mam pojęcia. Nie myślałam nad tym. Na pewno z tobą, to wiem. - uśmiechnęłam się do niej.
-Tak, tak dobra idź już śnić o tym swoim królewiczu.
- Dobranoc! - krzyknęłam już na schodach.
Brakowało mi Louis'a przy sobie, bo byłam przyzwyczajona, że jest gdzieś obok mnie i jak rano się obudzę to go zobaczę. Poszłam się umyć. Wyszorowałam ciało płynem truskawkowym, a włosy umyłam szamponem o tym samym zapachu. Dokładnie się spłukałam i wyszłam z łazienki. Ubrałam się w piżamę i położyłam się spać. Dobrze mi się spało, ale słońce które wpadło do mojego pokoju kazało mi otworzyć oczy. Przetarła je i nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Louis leżał obok mnie i uśmiechał się.
-Dzień dobry kochanie- przywitał się ze mną.
- Co tu robisz? - zanim mi odpowiedział przytuliłam się do niego mocno. To była odruchowa reakcja na jego widok, nie miałam czasu zastanowić się czy się tego boje. Ucieszyło mnie to.
-Obiecałem ci coś już nie pamiętasz kotku? Poza tym chciałem się przywitać z moją narzeczoną...i
- No to witam kochanie - uśmiechnęłam się do niego szeroko.
-I chciałem ci coś dać- dodał całując mnie bardzo subtelnie w policzek.
- Całusa?
-Całusa też ci dam jak będziesz chciała- posłał mi czuły uśmiech.
- Też? Powiedziałeś chłopcom tak w ogóle? - spytałam ciekawa.
-Jezu z nimi to jakaś masakra, ale to zaraz- sięgnął za siebie i wyjął zza pleców czerwoną różę, którą mi wręczył, a zaraz potem otwarte pudełeczko z pierścionkiem
Nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
- Jest śliczny! - zaczęłam krzyczeć, a chłopak założył mi pierścionek na palec, gdzie miał zostać już na zawsze. - Dziękuje! - rzuciłam się na niego.
-Czemu za każdym razem się na mnie rzucasz, co smyku?- zaśmiał się poprawiając mnie.
- Przeszkadza ci to? Nie panuję nad tym po prostu. - wzruszyłam ramionami.
-Nie nie przeszkadza mi to malutka- przejechał opuszkiem palców po linii od mojej skroni do podbródka.
- Kocham cię! Kocham, kocham, kocham......- mówiłam w kółko i patrzyłam się głęboko w oczy chłopaka.
-Wiem, dlatego chcę abyś została moją żoną, ale to jeszcze nie teraz- pocałował mnie. Zrobił to.
- Dokładnie to samo powiedziałam wczoraj mamie, nie musimy się spieszyć.
-Nie, ale nawet wiesz ja teraz mam trasę. Nie zdążylibyśmy. Kochanie..-splótłł nasze palce.
- No tak , trasa.... - humor trochę mi się popsuł
-Chciałbym cię o coś zapytać..
- Słucham? - poprawiłam się wygodniej na łóżku. Louis usiadł za mną i delikatnie objął. Był taki kochany.
-Jak spędzimy święta maluchu?
- Ty chyba gadałeś z moją mamą.
-Nie, po prostu mnie to dręczyło. Nie chciałbym się z tobą rozstawać na ten czas.
- Ja też nie, ale nie mogę zostawić mamy samej.
-Hmm, kochanie jest Boże narodzenie i dwa dni świąt. Przecież możemy zabrać ją do mojej mamy.
- Myślisz że się obie zgodzą? - obróciłam głowę w jego stronę.
-Moja na pewno. Chętnie pozna kobietę, która stworzyła takie cudo- przytulił mnie do siebie- Maleństwo, twój brat a mój przyjaciel jest mocno popierdo*ony.
- Dlaczego tam sądzisz?
-No to słuchaj...- opowiedział mi wszystko ze szczegółami z wczorajszego wieczora. Nie raz wybuchłam śmiechem.
- Głupki, wydaję mi się, że wiesz lepiej czy jestem w ciąży, a już na pewno ja.
-No tak ale weź im przetłumacz. Skarbie ale ty na pewno nie jesteś w ciąży?
- Nie, nie jestem.
-A możesz to jakoś sprawdzić ?- zapytał.
- Louis no nie jestem w ciąży, nie bój się. - zabije chłopców.
-Ale ja się nie boję...no może trochę twojego taty ale chciałbym mieć takiego maluszka.
- Skąd ta zmiana? - trochę się przestraszyłam, bo w końcu zanim zajedzie się w ciąże, trzeba zrobić coś innego.
-Zawsze chciałem mieć z tobą dzieci.
- No ale jak kiedyś o tym rozmawialiśmy ,to mówiłeś co innego
-Co mówiłem kochanie ?
- No żebyśmy poczekali. - średnio komfortowo mi się z nim o tym rozmawiało, a nie chciałam żeby tak było
-No i poczekamy. Na razie to muszę twojego tatę poprosić o twoja rękę
- No chyba ja tu mam najwięcej do gadania. - oburzyłam się.
-Ale taka jest zasada maleństwo. Fajną masz ta piżamkę- zaśmiał się wskazując na moja koszulę nocą w misie. Ale takie słodkie misie
- Dziękuje. -Wtuliłam się w niego mocniej.
-Boże czy wy się musicie tak miziać?- do pokoju wpadł Harry z Niallem
- A wy co tu robicie? - zdziwiłam się bardzo.
-No wiesz wpadliśmy przywitać ciężarną- uśmiechnął się Loczek .
- No to domy pomyliliście kochany. - uśmiechnęłam się do niego sztucznie.
-No chyba wiem co ten kretyn mówił- wskazał na moje kochanie które obejmowało mnie ramieniem.
- Co mówiłeś? - spytałam się Louisa.
-Tłumaczyłem tym tłumokom że nie ich sprawa a oni sobie coś ubzdurali, bo tak szybko ci się oświadczyłem
- Czyli jestem w ciąży? - spytałam się tych idiotów stojących w drzwiach.
-Na to wyszło z tego co gadał.
-Nie mówiłem wam że Alice jest w ciąży!
- Widzę że są dwie wersje wczorajszego wieczoru. Może tak, nie jestem w ciąży. - mówiłam bardzo wolno żeby zrozumieli.
-Aaa no to mówię że masz męża kretyna. Eh przyszliśmy ci współczuć.
- Nie mam męża to po pierwsze, a po drugie to wyjazd z mojego pokoju bo chce się ubrać!
-Możesz przy nas. Znaczy ty Niall wyjdź- odpowiedział Styles.
- a wy razem z nim. Już! - krzyknęłam.
-No chłopaki zbierać tyłki idziemy na dół- Lou wyskoczył z łóżka.
Posłałam mu wdzięczne uśmiech, a potem reszcie wystawiłam język
-Człowieku ty to z nią masz raj- usłyszałam słowa Harry'ego
- O co ci chodzi?! - krzyknęłam z pokoju.
-Ubieraj się !- odkrzyknął
- Gadaj!....Ale przez drzwi!.
-O nic młoda. Ubieraj się bo głodny jestem- dodał.
- Nie wytrzymam z nimi. - powiedziałam do siebie.
Louis
Staliśmy w kuchni całą 4 ustalając szczegóły kupna domu. Już miałem ten wybrany .
- Czyli co my mamy robić? - spytała blondyn
-Bajerować Alice.
- No ale żebym potem po mordzie od ciebie nie dostał. - śmiał się Harry.
-Ale nie tak kretynie . Przepraszam za słownictwo - zwróciłem się do mamy Ali która tylko pokiwała głową- Po prostu ona ma się nie domyślać
- No wiem, wiem, tak sobie tylko żartuje.
- Spoko ja się Alice zajmę. - powiedział Niall jedząc kolejne ciastko.
-Taa nie wątpię. Harry na dwór. Szybko
- Po cholerę?- zdziwił się.
-Bo muszę się przewietrzyć za nim cię przypierdo ... musimy pogadać.
- No ok. – wyszedł za mną.
-Możesz mi powiedzieć co ty odwalasz w stosunku do mojej siostry?!
- O co ci chodzi? Odwiozłem ją tylko.
-Ja na oczy widzę. Widzę jak się zachowuje przy tobie. Podobasz jej się.
- Nie wiem jak jest, no ale nawet jak co czego się kurwa drzesz na mnie?! Moja wina, że jestem przystojny i zajebisty?.......Ej ale serio jej się podobam?
-Tak! Daj jej spokój skromny człowieku!- krzyknąłem
- No przecież ja nic nie robię!
-A ja wiem ?! Jesteś nie wyżyty.
- Weź się ode mnie odwal. - był już trochę wkurzony.
-Ale ja ci nic nie robię! Dobra weź wejdźmy do domu bo sąsiedzi pomyślą że jestem jakimś idiotą. Już wczoraj chyba sobie nagrabiłem .- powiedziałem cicho.
Wchodziliśmy już do domu kiedy Harry zapytał się cicho.
- Ale serio na mnie leci?
-Boże trzymajcie mnie- jęknąłem i poszedłem do salonu gdzie czekało na nas śniadanie .
- No pytam tylko! - krzyknął Harry z holu.
-To nie pytaj!
_________________________________________________________
Sorry ,że tak długo mnie nie było,ale macie tu 12 rozdział.Kocham was !!!!!!!